Prince - Koncerty, Trasy Koncertowe


W dziale "koncerty" prince-online.com znajdziesz spis tras koncertowych Prince'a i relacje z koncertow czlonków Polskiego Fanklubu Prince'a. Jesli byles na koncercie Artysty i chcesz podzielic sie swoimi wrazeniami napisz do nas. Tymczasem z niecierpliwoscia czekamy na nastepna trase koncertowa.
Prince w czasie wystepu
w utworze Insatiable z albumu Diamonds and Pearls

Trasy koncertowe Prince'a

1979-1980 Prince Tour
1980-1981 Dirty Mind Tour
1981-1982 Controversy Tour
1982-1983 1999 Tour
1984-1985 Purple Rain Tour
1986 Parade Tour + Hit & Run
1987 Sing O' the times Tour
1988-1989 Lovesexy Tour
1990 Nude Tour
1992 Diamonds and pearls Tour
1993 Act I + Act II Tour
1995 The Ultimate Live Experience Tour
1996 Japanese Tour
1997 Love 4 oneanother Tour
1997-1998 Jam of the year Tour
1998 NewPower Soul Festival Tour + European Tours
2000 Hit & Run Tour
2001 Hit & Run Tour
2002 One Night Alone Tour
2003 World Tour 2003/2004
2004 Musicology 2004

03-03-1995 Londyn, Wembley Arena, The Ultimate Live Experience Tour

Relacja z koncertu naszego klubowego kolegi znanego jako GrublukTheGrim.

"3 marca, Artysta Znany Dawniej Jako Prince rozpocznie serie koncertów w Londynie na Wembley Arena w celu promocji swojego nie wydanego jeszcze albumu "The Gold Experience" - takie slowa uslyszalem z ust prezentera wiadomosci stacji MTV w ostatnich dniach stycznia 1995 roku. Oto pojawila sie przede mna szansa zobaczenia ukochanego idola na zywo. Kto przegapilby taka okazje! Jak tylko szybko sie dalo, z pomoca mojego Taty zorganizowalem wyjazd i pod koniec lutego znalazlem sie w Anglii.
Trasa O(+> i The New Power Generation "The Ultimate Live Experience" obejmowala wiele koncertów w Wielkiej Brytanii (w tym dluga serie w Londynie), Irlandii, Belgii oraz Holandii. Trwala tylko miesiac, choc zapowiadano, ze Artysta pozostanie na trasie przez najblizsze 3 lata (do 1998 r.). Po tym czasie w ramach trasy, O(+> gral jeszcze tylko w Japonii i na Hawajach.
Udalo mi sie byc uczestnikiem pierwszego koncertu w Europie po tym jak Prince zmienil imie na O(+> . Ludzie, alez to bylo WSPANIALE. Zapowiadany na 20:00 poczatek show zostal opózniony prawie o godzine, ale warto bylo troche poczekac. Do momentu rozpoczecia wszyscy ogladali nowe, niepublikowane videoclipy O(+> na szesciennym telebimie, zawieszonym pod sufitem hali Wembley Arena. Byly to m.in. Empty Room, The Same December, P Control i Zannalee. Kiedy ich projekcja sie skonczyla, na monitorze odczytac mozna bylo napis: "The Gold Experience - data wydania: NIGDY!" Gwizdy i jeki zawodu byly oczywista reakcja publicznosci i fanów. Na szczescie ta kwestia rozwiazala sie sama 26.IX.1995 r.
Okolo godziny 21:00 swiatla zgasly i nad oslonieta zlota kurtyna scena zawisl ekran, na którym pojawil sie videoclip The Purple Medley. Poplynely dzwieki takich utworów jak Batdance, Kiss, 1999 czy Purple Rain. Jedyny problem polegal na tym, ze my nie mielismy slyszec ich juz na tym koncercie. O(+> , który przezywal wówczas swój spór z wytwórnia Warner Bros., postanowil nie grac na zywo swoich wielkich przebojów, które w swietle prawa nie byly jego wlasnoscia, a Warnera. W koncowej scenie The Purple Medley pojawil sie napis; "Prince 1958-1993. Niech spoczywa w pokoju."
W calej hali zrobilo sie ciemno, po czym uslyszelismy glos O(+> . Maly krzyczal: "London! This is not a Prince party! Prince is dead! Long live The New Power Generation!"
Prince jako Tora Tora
Prince jako Tora Tora

Zlota kurtyna rozjechala sie na boki, swiatla rozjasnily scene, a caly 10-tysieczny tlum uslyszal pierwsze nuty Endorphinmachine. Na scenie ustawione byly 3 wielkie budowle, z których kazda nosila swoja specyficzna nazwe: The Clitoris (Lechtaczka), The Womb (Macica) i Penis (chyba wiecie ;-)). W/g zamyslu O(+> , razem tworzyly wlasnie Endorphinmachine.
Po chwili posród dymu, jaki spowijal estrade, pojawil sie nasz idol, który wyjechal na specjalnie przesuwanej tasmie na srodek sceny. Krótko obciete wlosy, zloty sexowny strój i 'slave' wypisany na policzku, tworzyly jego aktualny image.
Po Endorphinmachine przyszla pora na The Jam (Artysta przedstawil wówczas caly Band), Shhh, Days Of Wild i Now. Byl to niesamowity odjazd na wielkim czadzie O(+> zagral tez 2 covery: Sex Machine (James Brown) i Proud Mary (Tina Turner), która dedykowal jednej z fanek wybranej z tlumu i zaproszonej na scene. W czasie jednej z kolejnych piosenek, która byla 7, Mayte tanczyla z mieczem na glowie. Po kolejnej porcji piosenek takich jak P Control, The Most Beautiful Girl In The World, Loose!, Letitgo, Johnny, I Love U In Me (grane wylacznie z akompaniamentem gitary) oraz Get Wild! ( O(+> w masce, jako Tora Tora), Artysta podziekowal wszystkim za przybycie i opuscil scene. Mial to byc prawdopodobnie koniec show, poniewaz zrobilo sie male zamieszanie. Ludzie powychodzili z sektorów i rzedów, a niektórzy nawet udali sie juz do domów.
Okolo 10 minut pózniej, posród pólmroku, którym spowita byla W. Arena, znów dal sie slyszec glos idola. O(+> recytowal fragment tekstu utworu The Exodus Has Begun. Uslyszelismy slowa: "Don't U think that music should B free?" I jeszcze raz Artysta udowodnil, ze na scenie nie ma mu równych! Na zakonczenie wykonal medley Billy Jack Bitch/Eye Hate U/319. O(+> i The NPG porwali wszystkich do zabawy i sprawili, ze przez 2 godziny i 15 minut 10 tysiecy osób zapomnialo o zlym swiecie, który zostal gdzies z tylu. Zarówno O(+> , jak i jego Band (wtedy w The NPG grali: Mr Hayes i Tommy Barbarella - klawisze i fortepian, Sonny T. - bas, Michael B. - perkusja i bebny, Mayte - taniec, tamburyno, spiew) byli w swietnym nastroju i dobrej formie muzycznej. Brzmienie utworów bylo czyste i klarowne. Powalalo swoja sila. Artysta czesto sie usmiechal i nawiazywal kontakt z publicznoscia. Wszyscy wykrzykiwali za Nim teksty piosenek i ogólnie robili duzo halasu. Zabawa byla swietna!
Ostatnim numerem tego wieczoru byl Gold, ze spadajacymi z góry zlotkami i Mayte szybujaca jako aniol nad tlumem ludzi zebranych na Wembley. Solo O(+> na gitarze, które konczylo utwór i koncert uswiadomilo wszystkim, ze ten swiat ma jeszcze przed soba dobra przyszlosc. To niewatpliwie jedna z Jego najlepszych piosenek.

"KOCHAJ BOGA, KOCHAJ ZYCIE, LOVESEXY. PEACE & B WILD!"

O(+> glosil wtedy, ze trzeba uczyc sie od zycia. Ja chyba podczas tego show czegos sie nauczylem. Jest to wewnatrz mnie i staram sie to wykorzystywac. Czekam na nastepna okazje, aby zobaczyc mojego ukochanego idola na zywo.

Lista utworów grana tego wieczoru na Wembley:

15-11-2002 Tokyo Kokusai Forum Hall, ONE NITE ALONE Tour

Relacja z koncertu naszego klubowego kolegi znanego jako Pido.

Dawno, dawno temu w odleglej galaktyce… No tak. To bylo naprawde kawal czasu wstecz i w innym gwiazdozbiorze ( ten kto byl w Japonii wie co mam na mysli). Od tamtego wieczoru wiele sie zmienilo, a najwiecej w karierze PRINCE`a. Ta trasa, promujaca plyte The Rainbow Children byla jedna wielka manifestacja wolnosci Artysty który wyrwal sie ze szponów WB i reklama NPG Music Club. Teraz, w 2006 po wydaniu Musicology i 3121 KSIAZE znowu jest na szczycie i to on rozdaje karty. Jedno juz wiem na pewno. Czy Jego plyta sprzedaje sie w ilosci 1 miliona czy 10 milionów, czy sa one lepsze lub gorsze- koncerty sa zawsze takie same- rewelacyjne. Idac na ten koncert jeszcze tego nie wiedzialem. Byly dwie niewiadome: czy bilet który kupilem siedzac sobie wygodnie przed komputerem w Warszawie bedzie czekal na mnie w Tokio. I druga równie wazna – czy facet którego muzyke ubóstwiam od prawie 20 lat i którego koncerty na video (np. Sign O the Time, koncert z M.Davisem ) moge ogladac w nieskonczonosc, na zywo naprawde jest tego wszystkiego wart. Krótko mówiac czy potwierdzi On swój geniusz. No, wystarczy i przejdzmy do szczególów.
Koncert zaczynal sie o 18.30. Jako czlonek NPGMC przyjechalem na miejsce ok. godz.15 i okazalo sie, ze czeka juz tam blisko 70 osób na wejscie do sali. Musicie wiedziec, ze Japonia jest krajem gdzie Prince jest wyjatkowo popularny. Tak wiec zaczelo sie oczekiwanie, ludzi przybywalo, ale panowie z megafonami zrobili blyskawicznie porzadek ustawiajac nas w rzedy skladajace sie z 5-6 osób (sprawa w Polsce nie do wyegzekwowania w tak krótkim czasie, zapewniam Was). Przez nastepne 2 godziny siedzielismy tak rozlokowani na chodniku pod sala pod czujnym okiem porzadkowych. Okolo 17 cos sie ruszylo. Otworzyly sie drzwi i wyszedl do nas John Blackwell, powital wszystkich, porozmawial chwile z szefem japonskiego fan-klubu Prince`a, a po chwili zaczeto nas wpuszczac do srodka. Przy stole siedzialo 6 osób, które mialy listy z nazwiskami klubowiczów. Po znalezieniu sie na liscie, pokazaniu paszportu i dowodu zakupu biletu dostalem zafoliowana plakietke NPGMC Member ONA 2002 (oczywiscie mam ja do dzisiaj, wisi na scianie razem z biletem) udalem sie do Sali która mogla pomiescic ok. 5 do 6 tysiecy ludzi. W tym gmachu jest chyba 5 takich sal (zupelnie jak we wsi Warszawa ha, ha, ha). Swiatla byly zgaszone, jedynie na scenie palily sie przytlumione, niebiesko-czerwone reflektory. A na estradzie kto?: oczywiscie New Power Generation- delikatne jazzowe jam session które momentami przechodzilo w lekki Funk piescilo nasze uszy. My zajmowalismy miejsca, najlepsze miejsca-przed sama estrada (ja siedzialem chyba w trzecim rzedzie na srodku). Sorry, wszystkiego nie pamietam dokladnie ale bylem w glebokim szoku. Soundcheck trwal, gdy nagle tuz obok nas, rozchylily sie kotary z boku estrady i wyszedl ON. W bialym luznym swetrze i bialej czapce przeszedl obok nas i usiadl 5 rzedów dalej. Trzymajac w rece mikrofon mówil akustykom jak maja ustawic na konsolecie kolejne instrumenty, a NPG wciaz gralo.
Nie wiedzialem gdzie patrzec! Na szczescie trwalo to tylko chwile i pare minut pózniej powitalismy oklaskami Prince`a na estradzie. Pozdrowil wszystkich, a zespól wciaz jammowal teraz juz razem z Ksieciem. Za Chiny Ludowe nie pamietam czy zagrali w calosci jakas piosenke czy nie. Prince zakonczyl próbe slowami: Sorry, jestem zmeczony, to byla dluga droga, do zobaczenia wkrótce. Zostawilismy wszystkie nasze rzeczy, kurtki, torby w Sali (rzecz nie do pomyslenia w Polsce i nie do zaakceptowania przez mózg rozsadnie myslacego Polaka, ale pamietajmy ze jestesmy w Japonii) i poszlismy wypic kawusie i kupic jakies pamiatki tzn. koszulki, plyty, tourbook itp.
Pól godzinki pózniej bylismy z powrotem w Sali. Dopiero jak zajelismy miejsca zaczeto wpuszczac pozostalych ludzi. W tym czasie z glosników mozna bylo uslyszec m.in. M.Davisa, J.Mitchel, Raya Charlesa. O 18.30 w Sali byl juz nadkomplet a kilka minut pózniej zgasly swiatla i zaczal sie SHOW.
John Blackwell, usiadl za bebnami i po krótkim intro zaczeli pojawiac sie kolejni muzycy: Renato, Ronda, Maceo, Greg. Na pierwszy ogien poszedl THE RAINBOW CHILDREN, prawie w wersji studyjnej, malo zmian, Prince dolaczyl po kilku minutach. I tu byl pierwszy szok. Wszyscy byli ubrani w nienagannie skrojone garnitury (nawet Ronda). A gdzie tancerki, gdzie ociekajacy seksem image Ksiecia. I po pierwszym utworze wszystko stalo sie jasne. MALY postawil na MUZYKE. Jego haslo PRAWDZIWA MUZYKA grana przez PRAWDZIWYCH MUZYKÓW byla w 100% realizowane. Nie bylo niczego co mogloby nas od niej oderwac. Po The R.C. wrócilismy do lat 80-tych, POP LIFE z malym jam session na koniec i PURPLE RAIN rozgrzalo publicznosc na dobre. Juz nikt nie siedzial. Purple Rain chyba nigdy nie bedzie „stare”. Genialny, ponadczasowy kawalek. I znów powrót do 2002 _The WORK pt.1, MELLOW, 1+1+1is 3, kolejne swietnie zagrane i co oczywiste entuzjastycznie przyjete przez publicznosc utwory. Jesli ktos ogladal koncert z Las Vegas na DVD to te wersje prawie sie od siebie nie róznia. Przyszedl czas na kilkuminutowy oddech przy lekkim jazzie z pieknymi solówkami Maceo na saxie i Grega na puzonie i utwór którego tytulu w moich notatkach nie znalazlem (bardzo przepraszam).
I znowu FUNK. PASS the PEAS z Maceo w roli glównej, WHEN U WHERE MINE ze swietnym gitarowym solem Prince`a i kiedy zaczeli grac nastepna piosenke nadszedl moment kiedy odjechalem po raz pierwszy tego wieczoru. SIGN O the TIME. Genialne gitarowe riffy Malego byly tylko preludium do tego co nastapilo pózniej. O ile w wersji studyjnej ten utwór jest dosc ascetyczny tutaj dostalismy prawdziwa symfonie. Morderczy, ciemny, zwalajacy z nóg powolny funk w wykonaniu Johna na bebnach i Rhondy na basie (Boze, to jak jej brzmial ten instrument bylo czyms zniewalajacym zmysly) okraszony gitarowymi solówkami Prince`a, naszym pozal sie Boze spiewem i niezbyt licznymi wstawkami sekcji detej. To powalilo mnie na kolana (prawie doslownie) Prawdziwe mistrzostwo. Dla mnie hit wieczoru i pierwszy odlot na tym koncercie. Podobna wersje tego utworu Prince wykonal w 2005 na Rock n Roll Hall of Fame jesli ktos jeszcze nie widzial to polecam).
I znów powrót do pierwszej polowy lat 80-tych TAKE Me WITH U i RASPBERRY BERET by szybciutko powrócic do Rainbow Children i rewelacyjnej wersji EVERLASTING NOW- ach, co to za kawalek. Wszyscy skakali w Sali jak oszaleli a wszystkim dyrygowal ze sceny Ksiaze. Poniewaz minelo juz prawie 1,5 godziny od rozpoczecia koncertu nadszedl czas na chwilke odpoczynku i mala kosmetyke estrady. Na srodku ukazalo sie stanowisko zlozone z 2 lub 3 (nie pamietam) klawiatur i Prince przebrany w kolejny garnitur zajal tam miejsce. Rozpoczela sie czesc quasi-akustyczna. Piekna solowa wersja ADORE, STARFISH and CoFFie (z lekka pomoca zespolu), BOYS and GIRLS- okraszone malym jam session i pieknymi solówkami Maceo i Grega, CONDITION of the HEART (chyba solo). No i nastapil kolejny odlot. SOMETIMES IS SNOW IN APRIL- delikatne, zmyslowe, czule po prostu przepiekne z dodatkiem padajacych platków sniegu (oczywiscie za sprawa swietnej oprawy wizualnej) Cudowny, niezapomniany moment. Dalej bylo NOTHING COMPARES 2 U w duecie z Rhonda, The LADDER z plyty Around the Word In a Day i kolejny odlot który okazal sie byc ostatnim, ale za to najdluzszym bo trwajacym do konca koncertu. HOW COME U DON`T CALL ME ANYMORE, EMPTY ROOM i na koniec ANNA STESIA po raz kolejny wprowadzily mnie w pewien rodzaj transu, uniesienia który zakonczyl sie nieznosna do zaakceptowania cisza kiedy muzycy zeszli z estrady, zapalily sie swiatla i wiedzielismy ze to definitywnie koniec. Czego sie dowiedzialem tego wieczoru?
Po pierwsze. Uslyszenie i zobaczenie Prince`a na zywo jest warte kazdych pieniedzy.
Po drugie. Ten koncert w którym uczestniczylem, i te które ogladalem na video i DVD, potwierdzaja ze na zywo nie mozna doszukac sie slabych utworów. Nawet te które na plytach nie robily na mnie wrazenia lub wrecz nie podobaly sie Np. Sometimes is snow…, Anna Stesia czy How Come U Don`t… na koncercie byly powalajace.
Po trzecie. Prince potwierdzil ze jest geniuszem wspólczesnej muzyki rozrywkowej i na szczescie dla mnie okazalo, sie ze moja atencja dla muzyki Prince`a jak i dla niego samego (jako muzyka) nie byla czczeniem jakiegos poganskiego bozka lecz muzycznego geniusza z krwi i kosci.

Musicology Tour 2004r